środa, 7 października 2015

Początek

A więc witam Was. Nigdy nie myślałam, że do tego dojdzie, ale przyszedł czas i na mnie. Od czasu do czasu lubię wejść w inny świat niż ten znany nam wszystkim i naskrobię parę zdań złożonych. Mam nadzieję, że chociaż części z was się to spodoba. Na początek dodaję tylko mały kawałek :)


           Było ciężko. Od samego początku, gdy tylko zaczęłam zauważać, że to jak wyglądam, co robię i mówię ma wpływ na moje życie wiedziałam, że nie jest tak kolorowo jak do tej pory nam wmawiali. Niestety byłam bardzo wrażliwym i myślącym dzieckiem. Tak, tak powiecie pewnie, że jak mogę mówić ‘niestety’. A więc już tłumaczę. Wyobraźcie sobie scenę, w podstawówce na godzinie wychowawczej, gdy dziewczyny siedziały z chłopcami za karę pani nauczycielka mówi „Dylan, przestań już się zaczepiać z koleżanką. Umówcie się po lekcjach.” W sumie nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, co wydarzyło się po chwili. Z najdalszego kąta Sali, grubym głosem cała klasa usłyszała „Nie ma takiej opcji, Rosie jest moja.” Każda normalna osoba pewnie by się lekko zmieszała, zarumieniła i na następnej lekcji nie myślała już o tym. Ale nie ja. Wiecie o czym jako pierwszym pomyślałam ? Czy cała klasa to słyszała. Ale nie dlatego, że będzie gadanie o nowej ‘parze’ w klasie. Byłam pewna, że on to powiedział tylko dlatego, żeby zrobić ze mnie pośmiewisko. Miałam tak niską samoocenę, że nawet przez jedną sekundę nie przeszło mi przez myśl, że mogę się komuś podobać. Uważałam się za najbrzydszą dziewczynę w całej klasie. A może i nawet szkole, teraz już nie pamiętam. Od tego się właśnie wszystko zaczęło. Miałam bardzo dobrą przyjaciółkę, Kornelię z którą obiecywałyśmy sobie przyjaźń do końca życia. Oczywiście nie wiedziałyśmy co to oznacza i jak ciężko tego dokonać. Od trzeciej lub czwartej klasy starałyśmy się o tego samego chłopaka. Był to największy przystojniak w klasie, a przynajmniej my tak uważałyśmy. W tamtych czasach staraniem się nazwałam pisanie anonimowych karteczek i robienie ankiet ‘Czy mnie lubisz’ lub ‘Czy ci się podobam’. Wtedy wszystko było takie łatwe, chłopak zaznaczał, że tak i już byliście razem. A z całowaniem było tak jak trochę później z seksem – czekanie na odpowiedni moment. Moja przyjaciółka to niska, długowłosa blondynka o okrągłej twarzy i średniej posturze. No, po prostu miała tu i ówdzie trochę więcej. Mimo tego, że wiedziałam o mojej zerowej szansie u niego bardzo się zasmuciłam kiedy wybrał ją. Jak to ja, nawet jednym spojrzeniem tego nie okazałam. Po prostu cały czas się uśmiechałam i powtarzałam jak bardzo się z tego cieszę. Tak cholernie im zazdrościłam tego ciągłego trzymania się za ręce i próbowałam analizować co ona ma a czego mi brakuje. Wtedy jeszcze nie przejmowaliśmy się aż tak swoim wyglądem, ja chodziłam w sweterkach robionych przez babcię, włosach niedbale związanych w kucyka i opasce. A Kornelia należała do tej drugiej strony, rozpuszczone włosy, pomalowane paznokcie, fajne ubrania. Fizycznie pierwsza dojrzała, pierwsza zaczęła się malować, W ogóle czułam, że do niej nie pasuję. Miałyśmy w klasie koleżankę, która nie dość, że wyglądała jak szynka w ciasnych ciuchach, to jeszcze cały czas tylko narzekała. Jaka to ona nieszczęśliwa, nikt jej nie rozumie, po prostu ciągle jej czegoś brakowało. Ale nie to mnie najbardziej wkurzało. Była taka jedna rzecz, przez którą jej po prostu nie nawidziłam ! A mianowicie, gdy tylko miała jakiś problem od razu biegła do nikogo innego, tylko mojej najlepszej przyjaciółki. Coraz bardziej czułam, że zabiera mi ją.

Pod koniec podstawówki, chyba w piątej klasie doszły do nas trzy osoby, chłopak i dwie dziewczyny. Od pierwszych dni, został on największym ciachem w klasie! Tym razem podeszłam do tego bardziej psychologicznie i starałam się, żeby to on na mnie zwrócił uwagę. Co oczywiście skończyło się niepowodzeniem. Widziałam, że ewidentnie interesuje się jedną z nowych dziewczyn – Jowitą. Pewnego dnia, po długich, długich przemyśleniach napisałam do niego. Postawiłam wszystko na jedną kartę i prosto z mostu walnęłam, że mi się podoba i czy chciałby ze mną być. A czego się dowiedziałam ? Że mnie lubi, ale bardzo podoba mu się Jowita i czy pomogę mu z nią być. A ja jak ten dobry duszek zgodziłam się. Ba! Nawet sama mu proponowałam moje pomysły, jak ją zdobyć. Na moje szczęście podstawówka szybko się skończyła i mogłam zapomnieć o tych wszystkich niepowodzeniach. Ale z podstawówką skończyła się moja przyjaźń z Kornelią, przeprowadziła się na drugi koniec miasta i mimo naszych prób, nie udało się utrzymać nawet tej znajomości. Wkroczenie do gimnazjum było dziwne. Wybrałam jedno z najlepszych w mieście, czego później bardzo żałowałam. Patrząc ze strony czysto towarzyskiej, nie było tak źle, żadnych bójek, poniżania i tym podobnych. Ale również nie wydarzyło się nic szczególnego w moim życiu uczuciowym. Jak już mówiłam, był to bardzo dziwny okres, ponieważ na całe sześćset osób nie było tam nikogo, dla kogo mogłabym stracić głowę. Chociaż może i źle napisałam. Nie było tam nikogo realnego. Kolejna przyjaźń – kolejna nieudana próba. Tym razem po prostu wybrałam złą osobę. A nawet dwie. Do tej pory nie spotkałam jeszcze nikogo tak pustego, zapatrzonego w siebie a jednak otaczającego się dużą ilością znajomych. W sumie to całkiem długo utrzymała się nasza przyjaźń, bo aż do następnego etapu w moim życiu czyli technikum. I tam się zaczęła ostra jazda. Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że w jakiejkolwiek szkole może być tak ciężko. Jasne, już od samego początku nas straszyli ile to osób przechodzi do tej 4 klasy, jacy wymagający nauczyciele i jak wielkie samozaparcie trzeba mieć. Tak naprawdę uwierzyłam w to dopiero pod koniec pierwszej klasy. Dwa sprawdziany w jeden dzień, lekcje do 16 a co najgorsze, prawie połowa osób z mojej klasy nie zdała! Mi się na szczęście jakoś udało. Ledwo, z najgorszymi ocenami, ale przeszłam do drugiej klasy. Tam się przekonałam, że nie miałam prawa mówić jak ciężko było w pierwszej klasie. I tam również zaczęły się moje schody. Już od początku tak bardzo nie cierpiałam niektórych lekcji, że po prostu na nie nie przychodziłam. I to był wielki błąd. Nie będę się rozpisywać jak to ciężko mi szło, powiem tylko, że pod koniec byłam na skraju załamania i z połowy przedmiotów bym nie zdała. Chcąc nie chcąc wszystko dokładnie przemyślałam – a miałam czas, jeżdżąc autobusami na wagarach w tą i z powrotem – i bardzo zapragnęłam rzucić tą szkołę. Musiałam znaleźć jakąś opcję zastępczą, ponieważ nie wchodziło w grę, żebym po prostu liceum nie skończyła. I wtedy wpadł mi do głowy pomysł tak genialny, że musiał się udać, a mianowicie liceum zaoczne. Takie na weekendy. Kiedy wszystko się udało byłam wniebowzięta! Co drugi tydzień szkoła, a od poniedziałku do piątku praca. Noo, z tą pracą to było ciężko, ale dałam radę. I po tych wszystkich zmaganiach jestem tu gdzie jestem. Mam wspaniałą szkołę, prawdziwą przyjaciółkę i pracę, której pragnęłam a do tego najlepszego chłopaka pod słońcem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz